W poprzednim spotkaniu zachęcałem, by swoją żeglarską przygodę rozpocząć ze znajomymi lub przyjaciółmi, którzy tą dyscypliną parają się od dawna. Przed pierwszą wyprawą powinniśmy zadać sobie pytanie: czego oczekujemy po tym naszym żeglarskim „pierwszym razie”. Czy chcemy być tylko biernymi pasażerami rozkoszującymi się widokami i słodkim nic-nie-robieniem? A może będziemy chcieli zrozumieć jak to działa i o co w tym wszystkim chodzi.
Przyznam szczerze, że w wypadku tej drugiej opcji wybór osoby, z którą przeżyjemy żeglarską inicjację jest bardzo istotny. Jak zawsze zresztą w podobnych przypadkach. Oczekiwać od niej bowiem będziemy – oprócz stworzenia miłej atmosfery – również umiejętności przekazywania wiedzy. A to sztuka nie lada. Często niestety możemy spotkać się z osobami, które mimo szczerych chęci po prostu nie mają tego „czegoś”. Nie potrafią w sposób prosty i przystępny, a zarazem ciekawy, odpowiedzieć na nasze pytania i wątpliwości. Spędzimy z nimi miło czas, ale niewiele się nauczymy. Trafić też można niestety na żeglarzy, którzy nie chcą dzielić się swoim doświadczeniem. Taka forma introwertyzmu jest czasami zrozumiała. Zwłaszcza, gdy ktoś traktuje żeglarstwo jako coś swojego. Jako pewien azyl, w którym od czasu do czasu chętnie kogoś gości, lecz nie chce z nim dzielić się „na zawsze”. W skrajnych przypadkach trafić też możemy na osoby, które wiedzę i umiejętności wykorzystują do podniesienia własnej samooceny poprzez wykazywanie innym ich braków. Taka pyszałkowatość może zrazić każdego.
Tak więc zachęcam, by pierwsze „dotknięcie” żagli było aktem przemyślanym tak dalece, jak jest to możliwe. Nie ukrywam też, że jeżeli ktoś poważnie myśli o nauczeniu się tej sztuki, powinien skorzystać z pomocy fachowców. Nie tylko doświadczonych żeglarsko, opływanych, ale także posiadających przygotowanie pedagogiczne. Umiejących uczyć. Jak jednak spośród licznych szkół, szkółek, ośrodków szkoleniowych wybrać ten, który spełni nasze oczekiwania i najlepiej wywiąże się z zadania nauczenia nas tej pięknej sztuki? Przecież wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, że tak jak w każdej branży, również w żeglarstwie spotkać możemy różnych nauczycieli. Jedni są mili, tolerancyjni, wyrozumiali. Inni wymagający, stanowczy, może lekko apodyktyczni. Jak zatem znaleźć tego idealnego? Szczerze mówiąc, nie ma na to pytanie prostej odpowiedzi, ale jedno jest pewne. Musimy sami sobie sprecyzować owe oczekiwania. Czy pragnę miłej sielskiej atmosfery i bezstresowego spędzenia czasu szkolenia, zakończonego prostym egzaminem, który wszyscy zdają? Czy może mozolniejszej pracy z profesjonalistami, ale i dumy z faktu, że umiem, a nie tylko posiadam przysłowiowy „kwit”? Pierwszy wariant przemilczę, gdyż z szacunku dla znamienitych czytelników, nawet nie przystoi mi tego tematu rozwijać. Zrozumiałym wydaje się zatem, że powinniśmy unikać „fabryk patentów”, hurtowni dla których ważna jest ilość, a nie jakość.
Skąd jednak czerpać wiedzę o poszczególnych szkołach? Gdzie szukać rzetelnych ocen? Niestety to trudne zadanie. Można śledzić opinie na forach, prasę branżową, słuchać ocen innych. Warto przejrzeć strony internetowe poszczególnych szkół zwracając szczególną uwagę na zaplecze dydaktyczne, sale szkoleniowe, dostępność materiałów i pomocy naukowych. Popatrzmy, czy dana szkoła stara się zapewnić nam nocleg, wyżywienie. Jakie tryby szkolenia proponuje. Czy jej instruktorzy są doświadczeni nie tylko jako skipperzy, ale też jako dydaktycy. Nawet takie drobnostki jak regulamin uczestniczenia w kursach może być wykładnią tego, czy w danej szkole panuje ład i porządek szkoleniowy, czy chaotyczny „spontan” oparty o zasadę huraoptymizmu. Spójrzmy na wiek kadry instruktorskiej. Nie muszą to być osoby pamiętające czasy Franciszka Józefa, ale nastolatkowie niekoniecznie wróżą nam odpowiedzialność i profesjonalizm (choć zapewne są wyjątki). Popatrzmy jaki wachlarz szkoleń oferuje dany ośrodek. Istotnym jest bowiem, czy dana szkoła ma na celu zarobkować tylko na szkoleniach podstawowych przygotowujących do wymaganego prawem egzaminu, czy też para się podnoszeniem kwalifikacji żeglarzy na różnych płaszczyznach, często mniej dochodowych.
Po dokonaniu takiej selekcji i powinniśmy być w stanie wybrać naszą przyszłą żeglarską Alma Mater. Można tez zapisać się na szkolenie i na pierwszych dwóch zajęciach poobserwować i ocenić poziom wiedzy i zaangażowanie instruktorów. Jeżeli coś nam nie odpowiada, zawsze można zrezygnować. Szukajmy zatem szkół, które dają możliwość przetestowania swojej oferty np. poprzez brak konieczności dokonywania całej opłaty za szkolenie z góry. W najgorszym wypadku stracimy zaliczkę, ale nie będziemy musieli z powodu kilkuset złotych „użerać” się z niekompetencją.
A skoro o cenach mowa, to od razu podpowiadam. Szkolenie żeglarskie na podstawowy stopień nie powinno być tańsze niż 500 pln i droższe niż 1000 pln. Zastrzegam od razu, że być może są dobre szkoły uczące poniżej podanej tu minimalnej kwoty, ale ich nie znam. Przekroczenie górnej granicy to już pewne zdzierstwo. Mówimy tu o samym szkoleniu (bez wyżywienia, noclegów, dojazdu, egzaminu itp.). Raczej odradzam też takie szkoły, które oferują naukę żeglarstwa w trakcie rejsu. To tak, jakby ośrodek szkolenia kierowców oferował nam zajęcia teoretyczne w samochodzie w czasie oczekiwania na zmianę świateł lub samodzielne wkuwanie wieczorami. Profesjonalna szkoła przywiązywać powinna wagę nie tylko do treści, ale i formy zajęć. Wykorzystanie nowoczesnych środków dydaktycznych, materiałów szkoleniowych, pomocy multimedialnych itp. powinno być standardem. A teoria wbrew pozorom to bardzo ważna część wiedzy żeglarskiej. Nie można jej bagatelizować i uczyć się pomiędzy wachtami, obieraniem ziemniaków i szorowaniem pokładu. Nie decydujcie się też raczej na szkoły, które „czekają aż uzbiera się grupa”. Ktoś kto nie chce lub nie umie uczyć jednej osoby, nie zrobi tego dobrze z dziesiątką. Porozmawiajcie z osobami prowadzącymi zapisy. Ich postawa wiele mówi o danym ośrodku szkoleniowym. Cierpliwość w wysłuchaniu waszych pytań, rzeczowość odpowiedzi, uprzejmość na pewno lepiej wróżą niż szybkie i zdawkowe „tak oczywiście, proszę przyjechać, będzie Pan/Pani zadowolony/a”.
Tak wiec kryteriów wyboru jest bardzo dużo. Jeden jednak powinien być kluczowy. Powinien być w Was. Ten wybór oscyluje wokół wspomnianego już wyżej pytania. Czego chcę. Rzetelności, sumienności, konkretu czy szopenfeldziarstwa. Łatwego i przyjemnego, ale zawsze szopenfeldziarstwa. Dokonując tego wyboru pamiętajmy, że żeglarstwo, to przez wielkie „Ż”, nie znosi łatwizny. W świecie wiatru i wody nie ma miejsca na tumiwisizm, bylejakość. Tej pewnie i tak mamy dość w otaczającym nas świecie. W świecie wiatru ceni się odpowiedzialność, rzetelność, sumienność i to wszystko, co często w „normalnym” świecie odchodzi w niepamięć. A skoro wspomniałem o wietrze. Czy wiecie skąd się bierze? Czy wiecie, że żeglarze wyróżniają aż trzy jego rodzaje? I nie chodzi o wiatr słaby, silny i silniejszy.
kpt. Krzysztof Piwnicki
4WINDS SZKOŁA ŻEGLARSTWA
źródło: www.aptekarzpolski.pl