Mija powoli kolejne lato, czyli czas wypoczynku i urlopów. Często jedyny okres, kiedy możemy oddać się swoim pasjom. Zapewne wielu z nas wybiega już jednak myślami w przyszłość. Planujemy kolejne słoneczne dni, odliczamy jesienne i zimowe miesiące do chwili, gdy ponownie zapomnimy o trudach codzienności spędzając czas na łonie przyrody w gronie rodziny i przyjaciół.
W kilku kolejnych spotkaniach „Pasji wodą i wiatrem pisanych”, chciałbym zachęcić Was do żeglarstwa. Przybliżę tę dyscyplinę pokazując, że jest ona dostępna dla każdego. Jej uprawianie nie wymaga nadmiernych nakładów finansowych, wyjazdów na przysłowiowy koniec świata, ani setek godzin spędzonych na nudnych kursach i szkoleniach. Zdobywanie niezbędnej wiedzy i umiejętności może być bowiem ciekawe, a wręcz pasjonujące. Postaram się też wykazać, że żeglarstwo nie jest nadmiernie ryzykowne lub nieosiągalne dla kogoś, kto po prostu chce spróbować. W zamian dostarcza za to ogromu radości, emocji i uniesień, które nie tylko czynią chwile spędzone na jachcie niezapomnianymi, ale zmieniają nas samych. Czynią nas lepszymi. Bardziej doświadczeni miłośnicy żagli będą mogli natomiast rozszerzyć lub po prostu usystematyzować swoją dotychczasową wiedzę żeglarską, poznać kilka ciekawostek i tajemnic „żeglarskiego rzemiosła”.
Pragnę tu wyraźnie podkreślić, że wiele form wyjaśnień niektórych zjawisk, zawartych w tym i kolejnych tekstach, zmusza do zastosowania pewnych uproszczeń, oddających jednak istotę rzeczy.
Zacznijmy zatem od początku. Czym jest żeglarstwo? Co jest takiego magicznego w tych kawałkach materiału gnających nas po wodzie? Jaka niezbadana siła drzemie w jachtach, że są tacy, którzy poświęcają im każdą wolną chwilę, a rozmowa z nimi prędzej czy później ułoży się w kurs na wiatr? Przyznam szczerze – nie wiem. Mimo że jestem kapitanem od wielu lat i niejedną beczkę morskiej soli zjadłem, i niejedną beczkę rumu wypiłem…
Im bardziej zastanawiam się nad pytaniem, co gna nas – żeglarzy – na jeziora czy morza, tym częściej dochodzę do wniosku, że jest to jakiś nieznany i niezbadany wirus, który już zawsze w nas pozostanie. Wirus, który sprawia, że nasz świat staje się lepszy. W żeglarstwie bowiem nie ma miejsca na pychę, brak szacunku, "tumiwisizm", bylejakość, tymczasowość. Być może tym czymś jest chęć poznania czegoś nowego. Być może pragnienie poczucia wolności i niezależności, jakie towarzyszy nam w czasie każdego rejsu. Być może to zaspokojenie pierwotnego instynktu, który mimo otaczającego nas cywilizacyjnego chaosu, nakazuje nam zachować łączność z naturą. Może pogoń za przygodą, nowymi wrażeniami czy doświadczeniami. W końcu chęć samorealizacji, zaspokojenia pewnej cechującej każdego z nas próżności. Trudno powiedzieć.
Na to pytanie wielu, nawet wytrawnych miłośników wiatru i wody, uprawiających tę dziedzinę od lat, szuka nadal odpowiedzi. Każdy z nas dostrzega w żeglarstwie coś innego. Dla jednych jest to po prostu forma spędzania wolnego czasu, ciekawy sposób przemieszczania się, łączący miejsce noclegowe ze środkiem transportu. Dla innych – możliwość sprawdzenia swoich umiejętności, stania się choć na chwilę odkrywcami zaglądającymi za horyzont, jak czyniono to przed wiekami. Jeszcze inni dostrzegają w nim odskocznię od wielkomiejskiego zgiełku. Możliwość odcięcia się od szeregu zależności, uwarunkowań, ograniczeń i więzi otaczającego nas świata. To „oczyszczanie” umysłu i świadomości z obciążeń życia codziennego.
Dla wielu żeglarstwo to też możliwość poczucia, że wszystko zależy od nas samych. Od naszych umiejętności i wiedzy. To podziw dla otaczającej nas potęgi, a jednocześnie poczucie bycia jej częścią. To moment, w którym tylko my jesteśmy panami i władcami na naszym małym krańcu świata. To także spokojna akceptacja własnych ograniczeń. Stoickie pogodzenie się z myślą, że nie jestem niezwyciężony. To symbiotyczne uznanie i szacunek dla otaczającego nas żywiołu. Żeglarstwo to też niewątpliwie wiedza i umiejętności, hart ducha, odpowiedzialność za jacht i załogę. Żeglarstwo w końcu to filozofia życia. Pasja i zauroczenie, które sięga głębiej niż racjonalne argumenty i logiczne uzasadnienia.
Mówiąc o żeglarstwie, godzinami można by snuć opowieści „jak to w rejsach bywało”, opisywać morskie przygody i snuć gawędziarskie wywody o urokliwych zakątkach, do których najlepiej dotrzeć jachtem. Można by też w nieskończoność przeglądać zdjęcia i przytaczać wyryte w pamięci obrazy. Zawsze jednak będzie to opowieść dla wielu obca. Ciekawa, lecz odległa. Może atrakcyjna, ale… nie własna, jakby widziana zza zasłony. Postaram się zatem snuć ową opowieść nie po to, aby fascynować biernego słuchacza erudycją, ale by spotkać Was kiedyś na małym oceanie marzeń i powiedzieć: „Witam żeglarzu”.
Zanim jednak to się stanie, spróbujmy zrozumieć, dlaczego jacht w ogóle pływa? Co wprawia go w ruch? Jaka siła go napędza? Odpowiedzi na te pytania (nawet dla „doświadczonych” żeglarzy) wcale nie są takie oczywiste. Większość osób uważa bowiem, że jacht porusza się dzięki temu, że „wiatr go pcha”. Tymczasem nie jest to do końca prawda. Wiatr nie pcha jachtu, lecz raczej go… ciągnie. Jak to możliwe? Jacht wprawia w ruch siła aerodynamiczna, która powstaje na żaglach. To one dzięki połączeniu z masztem przekazują ową siłę na kadłub jachtu wprawiając go w ruch i jacht… płynie.
A jak powstaje ta siła aerodynamiczna? Otóż strugi powietrza natrafiając na żagiel zbudowany z tkanin nieprzepuszczalnych rozdzielają się na dwie części: zawietrzną (za żaglem) i nawietrzną (przed żaglem). Prędkość cząsteczek powietrza po stronie nawietrznej maleje, a po stronie zawietrznej – za żaglem, rośnie. W wyniku tego po stronie nawietrznej żagla powstaje obszar wysokiego ciśnienia, a po drugiej stronie żagli – obszar niskiego ciśnienia (bo skoro prędkość ruchu cząsteczek powietrza maleje to rośnie ciśnienie i odwrotnie). Wskutek tej różnicy ciśnień powstaje właśnie tajemnicza siła aerodynamiczna. Zjawisko to ilustrują poniższe rysunki.
Zjawisko to można zaobserwować kiedy otwieramy butelkę szampana. Korek „strzela”. Wylatuje napędzany właśnie siłą aerodynamiczną. W butelce panuje bowiem wyższe ciśnienie niż na zewnątrz (podciśnienie). Kiedy zluzujemy korek cząsteczki gazu z butelki chcą się wydostać na zewnątrz (do obszaru niższego ciśnienia). A że po drodze jest korek, to zabierają go ze sobą i… bach. Korek leci, a jacht – płynie. Można zatem powiedzieć, że żeglarstwo to naprawdę "szampańska zabawa".
kpt. Krzysztof Piwnicki
4WINDS SZKOŁA ŻEGLARSTWA
źródło: www.aptekarzpolski.pl